DECA, ZIELIŃSCY I JANUSZE KIBICOWANIA



Nazwisko Zieliński jest ostatnio synonimem hańby, zdrady narodowej i oszustwa. Tomasz Zieliński, nasz ciężarowiec olimpijski (razem z bratem), został „przyłapany” na stosowaniu nandrolonu, czyli znanej Deci. Środek ów, może być wykryty w moczu zawodnika, nawet 1.5 roku po zakończeniu cyklu. Tomasz wpadł i 20 lat jego pracy jako sportowca, w ciągu dosłownie kilku godzin poszło na stos.

Od razu nadmienię, że nie znam się na popularnej witaminie S. Nie będę pisał jak ona działa, jakie są efekty uboczne, efekty pozytywne, cena, gdzie i u kogo zamówić. Ten artykuł ma inny zamysł i cel.

CHCĘ WYPUNKTOWAĆ WSZECHOBECNĄ HIPOKRYZJĘ.

Tak, sport zawodowy, zwłaszcza ten na najwyższym poziomie nie jest czysty. Tak, biorą ciężarowcy, kulturyści, sprinterzy, rowerzyści, fighterzy, gimnastycy… Ba, doping jest nawet obecny w e-sporcie (środki zwiększające koncentrację, szybkość reakcji etc.). Każdy bierze, a jednostkowe przypadki ludzi czystych, zajmujących wysokie noty w rankingach sportowych są na pograniczu błędu statystycznego.

Wszyscy udają, że nie biorą, jeśli złapie się ich za rękę jak wstrzykują sobie testosteron w dupę to mówią, że to nie ich ręka. Sport w dzisiejszych czasach nie jest idealistyczny, jest to po prostu biznes. Dobrze płatny biznes, który ma swoją ciemną stronę. I nie ma sensu tego ukrywać. Jeśli ktoś wciąż liczy, że sport jest czysty to niestety muszę go rozczarować. Te czasy dawno minęły.

I minęły one przez nas, kibiców.



To my kibice chcemy oglądać pobijane co cztery lata rekordy na olimpiadzie. To my kibice chcemy oglądać fighterów wagi ciężkiej, którzy przez kilkadziesiąt minut są na ciągłym chodzie, okładają się tysiącem ciosów i wciąż stoją prosto i trzymają gardę. To my kibice chcemy oglądać piłkarzy, którzy przez 90 minut meczu, napierdalają sprinty za piłką (jeśli wierzysz, że piłkarze są czyści, to sorry że niszczę Twój świat, ale Mikołaj też nie istnieje). I w końcu to nam kibicom znudził się naturalny obraz dobrze zbudowanej męskiej sylwetki i zamiast na Eugen`aSandow`a wolimy patrzeć na występach kulturystycznych na betoniary pełne koksu i hormonu wzrostu. Bo to ciekawsze, patrzymy na sportowców jak na bogów i każemy im robić nadludzkie rzeczy. Więc je robią. Oglądalność rośnie, pieniądze się kręcą, a sława nie mija.


My kibice wciąż chcemy szybciej, więcej, mocniej, bardziej i potężniej. I sport, jako biznes, nam to dostarcza.

Czasy kiedy sport pokazywał maksymalne możliwości ludzkiego organizmu należą do czasów starożytnych. Dzisiaj sport ma owe możliwości przekraczać. I to najlepiej co sezon.

Lance Armstrong powiedział kiedyś (parafrazując), że kolarzom każe się jechać kilkaset kilometrów ciągłym sprintem i to najlepiej pod górę. Jeśli myślicie, że człowiek bez wspomagania jest w stanie podołać takiemu zadaniu, to po prostu jesteście głupi.

I ma chłop rację.

Nie zapomnę jakiego szoku doznałem, kiedy wyszło na jaw, że Anderson „Spider” Silva jechał na Soku. Serio, przez pierwszą chwilę zaniemówiłem. Człowiek, który był dla mnie symbolem pracy, zaangażowania, ciągłego uporu i kunsztu w wykonywanym zawodzie zawodnika MMA, okazał się „oszustem”. Ale czy aby na pewno?

Dopiero po czasie zacząłem myśleć. Przecież facet walczy kilka razy w roku, najlepiej jakby na co drugiej gali UFC pokazywał się w szczytowej formie. Czy walka wygrana, czy przegrana i tak po niej musi wrócić do zdrowia, musi się od nowa wdrożyć w treningi, katować się na nich do upadłego, trzymać rygorystyczną dietę i ponownie wejść do klatki w szczytowej formie, przygotowany na ewentualne kilka rund na pełnym gazie. Bo ma kontrakt na tyle i tyle walk w roku i ma kibiców, którzy są głodni jego występów i za owe występy płacą grubą kasę.
Nie, nie da się tego zrobić bez wspomagania. Próbować można, ale jeśli sport stał się Twoim zawodem, masz na utrzymaniu rodzinę i mimo całego ryzyka, jakie niesie z sobą zawodowstwo, dbasz o swoje zdrowie i myślisz o spokojnej starości… To nie, bez dopingu się nie da. Inaczej, po prostu się wyłączysz w pewnym momencie i Twoje ciało odmówi posłuszeństwa.

Tak samo na olimpiadzie… Sprawdźcie wyniki sportowców, chociażby porównajcie wyniki ciężarowców. W Melbourne w 1956 – wygrał Pan, który na sztandze miał 187.5 kg. I ten ciężar pawie go zgniótł. W 2012 w Londynie, pękło 247 kg. Czysto. Bez zachwiania. Jasne na przestrzeni tych 56 lat zmieniło się wszystko, żywienie, metodyki treningowe… Ale czy tylko o to chodzi?


Ciągła rządzą progresu, ciągła chęć górowania nad innymi zawodnikami, ciągła chęć pobijania kolejnych rekordów, jest potęgowana przez kibiców. Jeśli z roku na rok kulturyści nie byliby coraz więksi, o potężniejszej budowie, coraz bardziej przypominając jakieś groteskowe karykatury…To czy przemysł kulturystyczny tak byłby popularny? Jeśli zatrzymali by się oni na gabarytach wspomnianego przeze mnie Sandowa? Albo brali tylko tyle koksu, ile brał Arnold? Przecież takie coś byłoby nudne. A teraz mamy hormon wzrostu i proszę, coraz większe, cięższe i bardziej „nienaturalne” twory chodzą po scenie kulturystycznej. I to się świetnie sprzedaje.

Ale po co ja to piszę?

Chcę uświadomić statystycznego Janusza i statystyczną Grażynę, że kibicowanie sportowcom, w momencie gdy zdobywają medale i są chlubą Polski stawianą na piedestale, a odwracanie się od nich plecami, piętnowanie i nazywanie oszustami, kiedy wpadną ze sterydami, to jest po prostu zwykła HIPOKRYZJA i zwykły IDIOTYZM. To przez Ciebie Grażyna i przez Ciebie Janusz, sportowcy są popychani do brania tego czy innego gówna, po to, aby wygrać i na owym piedestale stanąć. Wszyscy biorą, to co, ja mam nie brać i na dzień dobry skreślić swoje szanse na wygrane?

Zanim obrzucicie czyjeś nazwisko gównem pomyślcie. Po prostu pomyślcie.

I nie, nie jestem propagatorem sterydów. Sam chciałbym oglądać sport czysty i idealistyczny. Sam też nie biorę, ale też nie startuję w zawodach. Jeśli będę chciał się kiedyś sprawdzić w dowolnej dyscyplinie, to wystąpię w zawodach amatorów, bo tam mam jeszcze szanse, że będą rywale czyści (wbrew pozorom, dobre i skuteczne cykle sterydowe i powiązane z nimi zmiany w żywieniu nie są tanie – i nie mówię tu o towarze od kumpla z siłowni). Jeśli natomiast coś mi się odwidzi i będę chciał być zawodowcem i sport uczynić moim sposobem na zarobek… To cóż, nie wykluczam kucia dupy.

I na sam koniec najważniejsza rzecz. Totalnym kretynem trzeba być, aby twierdzić, że sterydy zdobywają za ludzi medale i pobijają rekordy. Mogę się założyć, na wszystkie moje pieniądze, że jeśli brałbyś to, co Twój ukochany idol, w tych samych dawkach, miał taką samą dietę, takie same treningi, taki sam cykl dobowy, aby zadbać o regenerację, to wciąż mógłbyś owemu idolowi czyścić buty.

W sporcie poza wyścigiem chemii, wciąż jest istotny czynnik ludzki i to on jest decydujący. A koksy, witamina S, czy jakby tam nie nazwać sterydów, tylko mają ten czynnik spotęgować.

A Wy moi przyjaciele, pozostańcie czyści, trenujcie dla siebie i pobijajcie swoje rekordy. A nade wszystko myślcie. MYŚLCIE KRYTYCZNIE, MYŚLCIE PRZED OSĄDZENIEM KOGOKOLWIEK.

Ja nie znam braci Zielińskich, nie wiem czy są dobrymi ludźmi, czy dupkami, nie znam ich sytuacji i nie znam szczegółów ich konfliktu ze związkowcami. Ba, nawet tej sytuacji nie śledzę (aczkolwiek domyślam się, że błąd musiał popełnić ktoś z teamu ciężarowców, albo po prostu komuś bardzo nie pasowali), ale nie jest to w ogóle istotne.

Istotne jest to, że będę ostatnią osobą, która będzie obrzucała ich nazwisko gównem i nazywała zdrajcami. Bo po części, jako kibica, jest to też moja wina. Jasne piętnować podobne sytuacje można, nawet trzeba, może, kiedyś, za kilkadziesiąt lat, dzięki temu wrócimy do czystych czasów w sporcie.
Ale nie bądźmy chujami i myślmy, zanim zaczniemy robić na kogoś nagonkę.

A póki co trenujmy.
I rośnijmy w siłę.

PRAWDZIWĄ SIŁĘ. 

1 komentarz

  1. Wszyscy biorą, a podczas igrzysk na trzech koksiarzy dwoch jest z Polski, przypadek? Skoro biorą jak wszyscy to dlaczego tylko oni dają sie złapac?..

    OdpowiedzUsuń